piątek, kwietnia 15

Kigeki (Comedy)


Jak głosi stara, irlandzka przypowieść – w antycznych ruinach, znanych wśród miejscowych bardziej jako Zamek Demona, pomieszkuje samotny Czarny Szermierz, gotowy w każdej chwili rzucić się z w wir morderczej walki, a zapłatą za jego usługi mają być nie pieniądze, a książki specyficznego gatunku.


Nauczona wieloletnim doświadczeniem, że świat japońskiej sztuki animowanej woli topić się w sosie sporządzonym z popularnych i powszechnie znanych tytułów, lubię co jakiś czas powrócić do produkcji, które mają już, co prawda swoje lata, ale których treść zdążyła mocno zagnieździć się w mojej pamięci. Jednym z takich dzieł bez wątpienia jest krótkometrażowy film z 2002 roku, wyprodukowany przez Studio 4°C, a wyreżyserowany przez Kazuto Nakazawę.

Fabuła tego dziesięciominutowego obrazu skupia się na historii przedstawionej z perspektywy dorastającej już dziewczyny, która przywołuje w pamięci wspomnienia związane z bardzo burzliwym okresem w dziejach swego kraju. Rozległe irlandzkie ziemie, pustoszone przez wojska angielskie i będące świadkiem wielu krwawych rzezi i dramatów, stały się wyjałowioną, ponurą krainą, a wśród jej mieszkańców na dobre zapanował marazm i ogólne przygnębienie. Mała, pięcioletnia dziewczynka nie może jednak pogodzić się z takim stanem rzeczy i postanawia uciec się do ostateczności – wyrusza na samotną wyprawę do Czarnego Lasu, na poszukiwanie legendarnego wojownika. Zamieszkujący okoliczne ruiny, obleczony w czerń mężczyzna, otrzymuje od niej tajemniczą książkę, pod wpływem której postanawia rozprawić się z zagrażającym Irlandii niebezpieczeństwem.

Prosta, klasyczna opowieść, o sfilmowanie której pokusił się Nakazawa, zachwyca mrocznym, gotyckim klimatem, w którym doskonale odnajdą się miłośnicy opowieści z dreszczykiem. I chociaż podobnych dzieł widzieliśmy już mnóstwo, to jednak Kigeki jest pozycją, obok której ciężko przejść obojętnie. Bez wątpienia dużą zasługę miało w tym wykorzystanie przez twórców nastrojowej kompozycji Franza Schuberta, Ave Maria, która odpowiada za nakreślenie romantycznego tła całej tej historii. Rumieńców dodaje fabule również sama postać Czarnego Szermierza, o którym co prawda nie wiemy zbyt wiele, ale gdy tylko pojawia się na ekranie, roztacza wokół siebie przyjemną aurę tajemnicy.

Za mankament tej produkcji uważam stronę wizualną, która nie wpływa zasadniczo na odbiór opowieści, ale może momentami wywoływać grymas niezadowolenia na twarzy. Mamy tu więc piękne, przydymione, spowite mgłą pejzaże, z którymi kłócą się przejaskrawione sylwetki postaci, pociągnięte niedbałą i miejscami koślawą kreską. Należy oczywiście pamiętać, że jest to dzieło, liczące sobie już parę ładnych lat, niemniej wady te dla niektórych mogą być dosyć rażące.

Niewyjaśniona pozostaje dla mnie również zagadka pięcioletniej dziewczynki, której boso, bez jedzenia i wody, udaje się pokonać ogromną odległość, dzielącą jej wioskę od Czarnego Lasu. Widać irlandzkie kobiety są bardziej wytrwałe niż mogłoby się pozornie wydawać.

Komu ze spokojnym sumieniem mogę polecić ten krótki film? Przede wszystkim osobom, które lubują się w takich właśnie skromnych, ale jednocześnie treściwych animacjach. Wielbiciele mrocznych dramatów, utrzymanych w klimatach fantasy, również nie powinni być zawiedzeni, a co bardziej spostrzegawczym widzom być może uda się odgadnąć, jaką książkę otrzymał Szermierz od rezolutnej dziewczynki.