Przymierzałam się do napisania tego posta już od jakiegoś czasu, jednak nie
chciałam, by był to kolejny wpis w rodzaju „10 autorów, których
kocham/lubię/szanuję”, czy też „Moi top pisarze”. Nie jest
moim celem zanudzanie czytelnika i szczegółowe przybliżanie
sylwetek poszczególnych mistrzów pióra, bo zrobić to może każdy
z Was, odpalając choćby Wikipedię. Moją intencją jest
zaprezentowanie Wam pewnych trendów, które w literaturze lubię, i
które mnie pociągają na tyle, że chętnie przemycam je również
w mojej skromnej twórczości.
Mówiąc
w wielkim skrócie – tworzę takie rzeczy, które sama chciałabym
przeczytać.
Skłamię,
jeśli powiem, że fanką czytania byłam od zawsze. Być może
zaszczepiono mi we wczesnym dzieciństwie jakieś czytelnicze ideały,
jednak prawdę mówiąc, zupełnie ich nie pamiętam, a przymus
pochłaniania szkolnych lektur wspominam raczej z goryczą i lekkim niesmakiem. Wyjątkiem
były „Dzieci z Bullerbyn”, które przeczytałam chyba z
piętnaście razy oraz „Przedwiośnie” (oczywiście w
późniejszych latach mego istnienia), którego to wybór zawsze
dziwił moich bliskich (ale to naprawdę dobra książka!). Dozą sentymentu darzę również epokę romantyzmu, ale do tego
wrócę w dalszej części tekstu.
Przełomem
w moim czytelniczym jestestwie było ukazanie się na rynku –
nikogo to nie powinno dziwić – „Harry'ego Pottera”. Cóż to
były za czasy! Szczęśliwi ci, którzy tak jak ja mieli okazję
dorastać w epoce, gdzie na kolejne części sagi czekało się
z wypiekami na twarzy. Obecnie chyba żadna z książkowych
serii nie jest w stanie powtórzyć fenomenu, który stał się
udziałem J.K. Rowling.
Będąc jeszcze dzieckiem, po raz pierwszy w życiu, zobaczyłam
jak powinna wyglądać literatura, która przemawia do mas. Wszystko
było takie proste, przejrzyste, lekkie, a jakże przyjemne w
odbiorze! Rowling do dzisiaj pozostaje dla mnie mistrzynią
prowadzenia fabuły, konstruowania światów i tworzenia
bohaterów z krwi i kości. Całą potterową sagę przeczytałam
kilka razy i wciąż dumnie zdobi ona moją półkę. Wtedy też
zrozumiałam, że w przyszłości chciałabym pisać (a pisać
lubiłam od zawsze) opowieści dla młodzieży. Ale nie takie, które
byłyby wierną kalką „Pottera” czy „Wiedźmina”, tylko takie, które ocierałyby się o
to, co mnie w literaturze urzeka. A urzeka mnie romantyzm. Ale nie taki rodem z kobiecych
erotyków o pięćdziesięciu odcieniach ludzkiej seksualności, tylko mroczny, gotycki romantyzm, przesycony demonami, upiorami i krwawymi
legendami. I w tym miejscu dochodzimy do mojej pisarskiej alfy i
omegi, człowieka, którego twórczość odcisnęła na mnie ogromne
piętno. Na mnie, i na wielu tych, którzy byli długo przede mną.
Zapytajcie choćby Stephena Kinga ;)
Edgar
Allan Poe – niekwestionowany mistrz makabry i groteski,
przedstawiciel XIX-wiecznego, amerykańskiego romantyzmu. W jego
opowieściach odnalazłam wszystko to, czego tak zawzięcie w
literaturze poszukiwałam. Tragiczne romanse, makabryczne zbrodnie,
wszędobylską aurę tajemnicy i nutkę nostalgii. Czytałam
praktycznie wszystkie jego prace i chociaż nie jest łatwym
w odbiorze autorem, a język, którym się posługiwał do
prostych nie należy, to warto poświęcić mu chwilę. Sam życiorys
pisarza jest też na tyle ciekawy, że niejednokrotnie inspirował
filmowców. Tutaj już odsyłam do „wujka Google” w poszukiwaniu
potrzebnych informacji, z pewnością natkniecie się na różne
smakowite kąski ;)
Długo
zastanawiałam się nad tym, które opowiadanie Poe'go mogłabym
okrzyknąć mianem mojego ulubionego i wybór padł na „Maskę
Śmierci Szkarłatnej”, której pełny tekst, w tłumaczeniu
Bolesława Leśmiana znaleźć możecie tutaj:
No
dobrze, mamy opowieści dla młodzieży, mroczne przygody, duchy i
upiory, ale co oprócz Edgara i Pottera właściwie czytam? Odpowiedź
brzmi – wszystko to, co choćby w minimalnym stopniu wpasowuje się
w mój gust. A czytam bardzo dużo. Lubię np. Stephena Kinga. W końcu to "król horroru", jak zwykło się mówić, ale mam z nim jednak pewien problem. Bo o ile uwielbiam jego wczesne prace („Christine”,
„Smętarz dla zwierzaków”, „Carrie”, „Miasteczko Salem”,
„Gra Geralda”), tak kompletnie nie przemawiają do mnie jego
współczesne dzieła. Brak w nich duszy i tej atmosfery grozy, którą
niegdyś tak pokochałam. Zupełnie jakby ktoś inny trzymał
„pióro”, a Stephen był tylko kopalnią pomysłów i marką samą w sobie. Być
może tak też jest w rzeczywistości, ale nie zgłębiałam nigdy
tego tematu.
Namiętnie
połykam książki przygodowe, ocierające się lekko o fantastykę, czytam też dramaty obyczajowe. Bardzo lubię twórczość Iana McEwana, którego
„Pokuta” jest po dziś dzień jedną z moich ulubionych książek.
Czytałam wszystkie części serii o Hannibalu Lecterze, mnóstwo
thrillerów i kryminałów. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale
wszystkie łączyło jedno – mroczna, pełna dziwnych zwrotów
akcji fabuła. Lubię, gdy literatura mnie szokuje, gdy łamie
schematy i nie boi się poruszać trudnych tematów. Nie lubię
literatury stricte kobiecej, gdzie mdłe bohaterki uganiają się za
równie mdłymi bohaterami, a na końcu wszyscy żyją długo i
szczęśliwie.
Ostatnio przeglądając Pinteresta natknęłam się na
maksymę skierowaną do pisarzy, brzmiała ona mniej więcej tak:
„bądź zły dla swoich bohaterów, odbierz im wszystko, w co
wierzą i co posiadają; możesz ich przez chwilę pogłaskać po
głowie, a potem znów wszystko im zabierz”. Muszę przyznać, że
jest w tym sporo racji. No bo przecież, gdy tylko pojawia się
problem, fabuła od razu nabiera właściwych barw. Jak to w życiu
:)
Na
koniec chciałabym gorąco polecić Wam książeczkę, którą kiedyś
dostałam w prezencie, i która idealnie wpasowuje się w mój gust.
Być może już kiedyś o niej wspominałam, ale warto do niej
wrócić.
„Opowieści
grozy wuja Mortimera”, których autorem jest Chris Priestley to
zbiór krótkich opowiadań, które połączone są ze sobą wspólną
nicią fabularną. Mamy tu wielki, mroczny dom, pełen tajemnic
ogród, czające się gdzieś w mroku zło i chłopca, który usiłuje
rozwikłać zagadkę. Brzmi smakowicie :) Opowieści wzorowane są na
pracach Poe'go, więc miłośnikom gatunku przypadną do gustu. Warto
się w to małe dziełko zaopatrzyć. Może przy okazji Halloween? ;)
A Wy w
jakiej literaturze gustujecie? Zachęcam do dyskusji w komentarzach
na moim facebookowym fanpage'u. No i mam nadzieję, że znajdę wśród Was jakichś miłośników Edgara :)
Źródła fotografii:
www.etsy.com
Archiwum własne