środa, lipca 31

Półka z książkami – jaką literaturę lubię?


Przymierzałam się do napisania tego posta już od jakiegoś czasu, jednak nie chciałam, by był to kolejny wpis w rodzaju „10 autorów, których kocham/lubię/szanuję”, czy też „Moi top pisarze”. Nie jest moim celem zanudzanie czytelnika i szczegółowe przybliżanie sylwetek poszczególnych mistrzów pióra, bo zrobić to może każdy z Was, odpalając choćby Wikipedię. Moją intencją jest zaprezentowanie Wam pewnych trendów, które w literaturze lubię, i które mnie pociągają na tyle, że chętnie przemycam je również w mojej skromnej twórczości.

Mówiąc w wielkim skrócie – tworzę takie rzeczy, które sama chciałabym przeczytać.

Skłamię, jeśli powiem, że fanką czytania byłam od zawsze. Być może zaszczepiono mi we wczesnym dzieciństwie jakieś czytelnicze ideały, jednak prawdę mówiąc, zupełnie ich nie pamiętam, a przymus pochłaniania szkolnych lektur wspominam raczej z goryczą i lekkim niesmakiem. Wyjątkiem były „Dzieci z Bullerbyn”, które przeczytałam chyba z piętnaście razy oraz „Przedwiośnie” (oczywiście w późniejszych latach mego istnienia), którego to wybór zawsze dziwił moich bliskich (ale to naprawdę dobra książka!). Dozą sentymentu darzę również epokę romantyzmu, ale do tego wrócę w dalszej części tekstu.

Przełomem w moim czytelniczym jestestwie było ukazanie się na rynku – nikogo to nie powinno dziwić – „Harry'ego Pottera”. Cóż to były za czasy! Szczęśliwi ci, którzy tak jak ja mieli okazję dorastać w epoce, gdzie na kolejne części sagi czekało się z wypiekami na twarzy. Obecnie chyba żadna z książkowych serii nie jest w stanie powtórzyć fenomenu, który stał się udziałem J.K. Rowling. 
Będąc jeszcze dzieckiem, po raz pierwszy w życiu, zobaczyłam jak powinna wyglądać literatura, która przemawia do mas. Wszystko było takie proste, przejrzyste, lekkie, a jakże przyjemne w odbiorze! Rowling do dzisiaj pozostaje dla mnie mistrzynią prowadzenia fabuły, konstruowania światów i tworzenia bohaterów z krwi i kości. Całą potterową sagę przeczytałam kilka razy i wciąż dumnie zdobi ona moją półkę. Wtedy też zrozumiałam, że w przyszłości chciałabym pisać (a pisać lubiłam od zawsze) opowieści dla młodzieży. Ale nie takie, które byłyby wierną kalką „Pottera” czy „Wiedźmina”, tylko takie, które ocierałyby się o to, co mnie w literaturze urzeka. A urzeka mnie romantyzm. Ale nie taki rodem z kobiecych erotyków o pięćdziesięciu odcieniach ludzkiej seksualności, tylko mroczny, gotycki romantyzm, przesycony demonami, upiorami i krwawymi legendami. I w tym miejscu dochodzimy do mojej pisarskiej alfy i omegi, człowieka, którego twórczość odcisnęła na mnie ogromne piętno. Na mnie, i na wielu tych, którzy byli długo przede mną. Zapytajcie choćby Stephena Kinga ;)


Edgar Allan Poe – niekwestionowany mistrz makabry i groteski, przedstawiciel XIX-wiecznego, amerykańskiego romantyzmu. W jego opowieściach odnalazłam wszystko to, czego tak zawzięcie w literaturze poszukiwałam. Tragiczne romanse, makabryczne zbrodnie, wszędobylską aurę tajemnicy i nutkę nostalgii. Czytałam praktycznie wszystkie jego prace i chociaż nie jest łatwym w odbiorze autorem, a język, którym się posługiwał do prostych nie należy, to warto poświęcić mu chwilę. Sam życiorys pisarza jest też na tyle ciekawy, że niejednokrotnie inspirował filmowców. Tutaj już odsyłam do „wujka Google” w poszukiwaniu potrzebnych informacji, z pewnością natkniecie się na różne smakowite kąski ;)

Długo zastanawiałam się nad tym, które opowiadanie Poe'go mogłabym okrzyknąć mianem mojego ulubionego i wybór padł na „Maskę Śmierci Szkarłatnej”, której pełny tekst, w tłumaczeniu Bolesława Leśmiana znaleźć możecie tutaj:


No dobrze, mamy opowieści dla młodzieży, mroczne przygody, duchy i upiory, ale co oprócz Edgara i Pottera właściwie czytam? Odpowiedź brzmi – wszystko to, co choćby w minimalnym stopniu wpasowuje się w mój gust. A czytam bardzo dużo. Lubię np. Stephena Kinga. W końcu to "król horroru", jak zwykło się mówić, ale mam z nim jednak pewien problem. Bo o ile uwielbiam jego wczesne prace („Christine”, „Smętarz dla zwierzaków”, „Carrie”, „Miasteczko Salem”, „Gra Geralda”), tak kompletnie nie przemawiają do mnie jego współczesne dzieła. Brak w nich duszy i tej atmosfery grozy, którą niegdyś tak pokochałam. Zupełnie jakby ktoś inny trzymał „pióro”, a Stephen był tylko kopalnią pomysłów i marką samą w sobie. Być może tak też jest w rzeczywistości, ale nie zgłębiałam nigdy tego tematu.

Namiętnie połykam książki przygodowe, ocierające się lekko o fantastykę, czytam też dramaty obyczajowe. Bardzo lubię twórczość Iana McEwana, którego „Pokuta” jest po dziś dzień jedną z moich ulubionych książek. Czytałam wszystkie części serii o Hannibalu Lecterze, mnóstwo thrillerów i kryminałów. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale wszystkie łączyło jedno – mroczna, pełna dziwnych zwrotów akcji fabuła. Lubię, gdy literatura mnie szokuje, gdy łamie schematy i nie boi się poruszać trudnych tematów. Nie lubię literatury stricte kobiecej, gdzie mdłe bohaterki uganiają się za równie mdłymi bohaterami, a na końcu wszyscy żyją długo i szczęśliwie. 

Ostatnio przeglądając Pinteresta natknęłam się na maksymę skierowaną do pisarzy, brzmiała ona mniej więcej tak: „bądź zły dla swoich bohaterów, odbierz im wszystko, w co wierzą i co posiadają; możesz ich przez chwilę pogłaskać po głowie, a potem znów wszystko im zabierz”. Muszę przyznać, że jest w tym sporo racji. No bo przecież, gdy tylko pojawia się problem, fabuła od razu nabiera właściwych barw. Jak to w życiu :)

Na koniec chciałabym gorąco polecić Wam książeczkę, którą kiedyś dostałam w prezencie, i która idealnie wpasowuje się w mój gust. Być może już kiedyś o niej wspominałam, ale warto do niej wrócić.

„Opowieści grozy wuja Mortimera”, których autorem jest Chris Priestley to zbiór krótkich opowiadań, które połączone są ze sobą wspólną nicią fabularną. Mamy tu wielki, mroczny dom, pełen tajemnic ogród, czające się gdzieś w mroku zło i chłopca, który usiłuje rozwikłać zagadkę. Brzmi smakowicie :) Opowieści wzorowane są na pracach Poe'go, więc miłośnikom gatunku przypadną do gustu. Warto się w to małe dziełko zaopatrzyć. Może przy okazji Halloween? ;)



A Wy w jakiej literaturze gustujecie? Zachęcam do dyskusji w komentarzach na moim facebookowym fanpage'u. No i mam nadzieję, że znajdę wśród Was jakichś miłośników Edgara :)

Źródła fotografii:
www.etsy.com
Archiwum własne