poniedziałek, stycznia 20

Elementy składowe mojej twórczości czyli kilka słów o tym, co mnie kręci



„Cukier, słodkości i różne śliczności! Oto składniki, które wybrano do stworzenia idealnych dziewczynek...” Pamiętacie to intro z „Atomówek”, którym swojego czasu bombardował nas Cartoon Network? (ach te cudowne lata 90-te!). Mojemu Kreatorowi podczas procesu tworzenia drgnęła jednak ręka i zamiast obiecywanych cudowności naszpikował mnie całym szeregiem wypaczonych elementów, które w konsekwencji uczyniły ze mnie ten mały pisarski zlepek, którym obecnie jestem.

Nigdy nie ukrywałam, że ukształtowała mnie w dużej mierze zachodnia popkultura. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale to, co obecnie przelewam na papier jest skutkiem zbyt długiej ekspozycji na motywy, które przewijały się przez całe moje dzieciństwo. Bajki, książeczki dla dzieci, programy telewizyjne, które gdzieś tam oglądałam pełne były takich elementów, które w silny sposób na mnie oddziaływały. Pisałam już w jednym z wcześniejszych artykułów dlaczego tak uwielbiam czarne charaktery. Ta fascynacja skomplikowanymi bohaterami narodziła się we mnie jeszcze w okresie dzieciństwa. I nie chodziło tu broń Boże o jakąś fascynację złem, bo w gruncie rzeczy dobra ze mnie dziewczyna (:P), raczej o zagadkę, TAJEMNICĘ, która pociągała mnie do tego stopnia, że nie mogłam przestać o niej myśleć. I dlatego też zaczęłam zwracać baczną uwagę na to, co działo się gdzieś za kulisami samej opowieści. Kibicowałam oczywiście głównym bohaterom, a jednocześnie w napięciu czekałam na pojawienie się tej właśnie postaci, która powodowała przyspieszone bicie serca. A im mniej o niej wiedziałam, tym lepiej!

Mamy tu więc pierwszy z elementów, które staram się przemycać do mojej twórczości.

TAJEMNICA

Na jej podwalinach powstaje wszystko, co robię. Nie lubię odsłaniać wszystkich kart, chcę pokazać, że coś istnieje, zabiega o uwagę, a jednocześnie szybko wycofuję ten motyw, by czytelnik miał czas na zastanowienie się, co się właściwie wydarzyło. Nie jestem też zwolenniczką rozwiązywania zagadek. Lubię, gdy pewne rzeczy pozostają niedopowiedziane. Bywa to oczywiście męczące i frustrujące dla samego czytającego, też przez to często przechodzę, jednak nie wyobrażam sobie innego konstruowania opowieści. Tajemnica musi być! Zresztą jako dyplomowany historyk mam słabość do wszystkiego, co nieodgadnione. Lubię sobie wyobrażać, że pod płaszczykiem prostej opowieści kryje się coś więcej i tylko czeka aż ktoś to zauważy.

KLIMAT

Rzecz dla mnie chyba najważniejsza, ściśle związana z tym, o czym pisałam wyżej. Nie ma dobrej książki bez odpowiedniego klimatu. Możesz sobie Drogi Autorze wymyślić genialną fabułę, ale jeśli nie podeprzesz jej odpowiednim klimatem, czytelnik szybko się znudzi i po zakończonej lekturze nie będzie nawet o książce pamiętał. Ja wciąż się tego uczę. Staram się, aby każda scena, jaką rozpisuję miała swój własny akompaniament, czy to w postaci wielkich kropel deszczu zawzięcie uderzających o parapet, czy też szyderczo uśmiechającego się księżyca, zaczepnie wyglądającego zza chmury. Jest też oczywiście porywisty wiatr targający wierzchołkami sosen i mnóstwo innych elementów składających się na tło opowieści. Najważniejsze jest, by to, co opisujecie współgrało ze sceną, którą chcecie przedstawić. Scenografia ma pomagać, nie przytłaczać. Przydługich opisów raczej nikt nie chce czytać.
Lubię opowieści, których akcja rozgrywa się w starych, opustoszałych miejscach, owianych tajemnicą i legendami. Tutaj znów odzywa się we mnie moja dusza historyka, ale sami pomyślcie: świadkiem jakich historii musiały stać się mury nawiedzanych przez duchy rezydencji? Co widziały? Jakie namiętności targały ludźmi, którzy tam mieszkali? Czyż nie jest to materiał na powieść/opowiadanie? Tyle możliwości!

CYRK, KRAINA CZARÓW I KOROWÓD OSOBLIWOŚCI

Z tego będzie mi się najtrudniej wytłumaczyć, gdyż nie wiem skąd wziął się u mnie pociąg do dziwactw. Odkąd pamiętam, zawsze moją uwagę przykuwało to, co w jakiś sposób wyróżniało się z tłumu. To, co dziwne, śmieszne, ekstrawaganckie (ale nie wulgarne) i nieodgadnione.
Już jako dziecko zachwyciłam się światem przedstawionym „Alicji w Krainie Czarów”. Było tam właściwie wszystko, czego od opowieści oczekiwałam. Było kolorowo, bajecznie, momentami też strasznie, ale przede wszystkim autor powołał do życia bohaterów tak oryginalnych, że na stałe zapisali się oni w naszej kulturze. Ileż to ja różnych wariacji na temat tej książki widziałam! Ile odniesień, nawet w japońskiej mandze (swojego czasu zaczytywałam się w „Pandora Hearts”). Piękno tej opowieści dostrzegł nawet Tim Burton, który nadał tej historii zupełnie nowy wymiar i przeniósł ją na ekran w niezwykle oryginalnej formie. Scenografia „Alicji...” zawsze przypominała mi cyrkowe przedstawienie, zabawę z widzem, wielki teatralny spektakl, od którego nie sposób oderwać oczu.

I to wszystko gdzieś we mnie zostało.

Podobają mi się bohaterowie ekscentryczni, nietuzinkowi, czasem wręcz przerysowani. Niepasujący do narzucanych nam standardów. W swojej dziwności kontrowersyjni.
Pociąga mnie wizualna strona przedstawień teatralnych. Kiedyś zbierałam figurki i obrazy Pierrotów, maski weneckie. Po dziś dzień urzeka mnie dźwięk starodawnej pozytywki, a gdy gdzieś na krakowskich ulicach natknę się na wiekowego kataryniarza, łza wzruszenia gdzieś tam kręci się pod powieką :) Nie potrafię wyjaśnić skąd bierze się we mnie pociąg do takich właśnie artystycznych rzeczy, ale jest on bardzo silny. Na tyle silny, że już mniej więcej wiecie, czego spodziewać się po moich opowieściach :) Zdradzę Wam tylko, że jednym z moich marzeń jest otworzenie własnej kawiarni, której wystrój byłby składową wszystkich tych elementów, i gdzie mogliby spotykać się ludzie związani z kulturą i sztuką. Może kiedyś uda mi się to marzenie zrealizować :)

I na zakończenie jeszcze jeden element.

ROMANTYZM

O tym też już pisałam. Mogę udawać przed samą sobą, że wcale nie jestem romantyczką i znalazłam się na tym świecie głównie po to, by pisać krwawe horrory. Ma być strasznie, makabrycznie, lekko ironicznie i tak dalej... Tylko, że to bzdura. Ważniejszy od samego rozwoju wydarzeń był dla mnie zawsze wewnętrzny rozwój stworzonych przeze mnie postaci. Najważniejszy jest bohater. Jego marzenia, pragnienia, cele. Miłość. A zwykle jest to miłość trudna, obezwładniająca. Taka, która niebezpiecznie ociera się o obsesję i wywołuje u bohatera trudną do wytrzymania tęsknotę. Czyżbym więc lubiła pastwić się nad postaciami? :) Trochę tak. Jestem zdania, że czytelnik musi poczuć ogrom targających bohaterem emocji. W życiu codziennym nie lubię jednak skomplikowanych relacji i o ile na krótką metę niedopowiedzenia są urocze, tak przedłużający się brak działania może wywoływać lekkie zniecierpliwienie :) No bo ile można czekać, prawda? Ale w książkach/filmach/serialach jest to bardzo fajne. Napięcie między bohaterami to dla mnie podstawa udanej opowieści. Bo czy rzeczywiście jest tam coś więcej, czy czytelnik sobie to tylko wyobraził? A skoro już sobie to wyobraził to rzucę mu na pożarcie jeszcze jeden kąsek, który jeszcze bardziej rozpali jego fantazję. A potem kolejny i kolejny... Wszystko po to, by nie mógł przestać myśleć o tym, co napisałam. I nauczył się czytać między wierszami :)

Gorąco ściskam wszystkich piszących, bo zrozumiecie mnie lepiej niż ktokolwiek inny :)


Źródło fot: pinterest.com