„Cukier,
słodkości i różne śliczności! Oto składniki, które wybrano do
stworzenia idealnych dziewczynek...” Pamiętacie to intro z
„Atomówek”, którym swojego czasu bombardował nas Cartoon
Network? (ach te cudowne lata 90-te!). Mojemu Kreatorowi podczas
procesu tworzenia drgnęła jednak ręka i zamiast obiecywanych
cudowności naszpikował mnie całym szeregiem wypaczonych elementów,
które w konsekwencji uczyniły ze mnie ten mały pisarski zlepek,
którym obecnie jestem.
Nigdy
nie ukrywałam, że ukształtowała mnie w dużej mierze zachodnia
popkultura. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale to, co obecnie
przelewam na papier jest skutkiem zbyt długiej ekspozycji na motywy,
które przewijały się przez całe moje dzieciństwo. Bajki,
książeczki dla dzieci, programy telewizyjne, które gdzieś tam
oglądałam pełne były takich elementów, które w silny sposób na
mnie oddziaływały. Pisałam już w jednym z wcześniejszych
artykułów dlaczego tak uwielbiam czarne charaktery. Ta fascynacja
skomplikowanymi bohaterami narodziła się we mnie jeszcze w okresie
dzieciństwa. I nie chodziło tu broń Boże o jakąś fascynację
złem, bo w gruncie rzeczy dobra ze mnie dziewczyna (:P), raczej o
zagadkę, TAJEMNICĘ, która pociągała mnie do tego stopnia, że
nie mogłam przestać o niej myśleć. I dlatego też zaczęłam
zwracać baczną uwagę na to, co działo się gdzieś za kulisami
samej opowieści. Kibicowałam oczywiście głównym bohaterom, a
jednocześnie w napięciu czekałam na pojawienie się tej właśnie
postaci, która powodowała przyspieszone bicie serca. A im mniej o
niej wiedziałam, tym lepiej!
Mamy
tu więc pierwszy z elementów, które staram się przemycać do
mojej twórczości.
TAJEMNICA
Na jej
podwalinach powstaje wszystko, co robię. Nie lubię odsłaniać
wszystkich kart, chcę pokazać, że coś istnieje, zabiega o uwagę,
a jednocześnie szybko wycofuję ten motyw, by czytelnik miał czas
na zastanowienie się, co się właściwie wydarzyło. Nie jestem też
zwolenniczką rozwiązywania zagadek. Lubię, gdy pewne rzeczy
pozostają niedopowiedziane. Bywa to oczywiście męczące i
frustrujące dla samego czytającego, też przez to często
przechodzę, jednak nie wyobrażam sobie innego konstruowania
opowieści. Tajemnica musi być! Zresztą jako dyplomowany historyk
mam słabość do wszystkiego, co nieodgadnione. Lubię sobie
wyobrażać, że pod płaszczykiem prostej opowieści kryje się coś
więcej i tylko czeka aż ktoś to zauważy.
KLIMAT
Rzecz
dla mnie chyba najważniejsza, ściśle związana z tym, o czym
pisałam wyżej. Nie ma dobrej książki bez odpowiedniego klimatu.
Możesz sobie Drogi Autorze wymyślić genialną fabułę, ale jeśli
nie podeprzesz jej odpowiednim klimatem, czytelnik szybko się znudzi
i po zakończonej lekturze nie będzie nawet o książce pamiętał.
Ja wciąż się tego uczę. Staram się, aby każda scena, jaką
rozpisuję miała swój własny akompaniament, czy to w postaci
wielkich kropel deszczu zawzięcie uderzających o parapet, czy też
szyderczo uśmiechającego się księżyca, zaczepnie wyglądającego
zza chmury. Jest też oczywiście porywisty wiatr targający
wierzchołkami sosen i mnóstwo innych elementów składających się
na tło opowieści. Najważniejsze jest, by to, co opisujecie
współgrało ze sceną, którą chcecie przedstawić. Scenografia ma
pomagać, nie przytłaczać. Przydługich opisów raczej nikt nie
chce czytać.
Lubię
opowieści, których akcja rozgrywa się w starych, opustoszałych
miejscach, owianych tajemnicą i legendami. Tutaj znów odzywa się
we mnie moja dusza historyka, ale sami pomyślcie: świadkiem jakich
historii musiały stać się mury nawiedzanych przez duchy
rezydencji? Co widziały? Jakie namiętności targały ludźmi,
którzy tam mieszkali? Czyż nie jest to materiał na
powieść/opowiadanie? Tyle możliwości!
CYRK,
KRAINA CZARÓW I KOROWÓD OSOBLIWOŚCI
Z tego będzie mi się najtrudniej wytłumaczyć, gdyż nie wiem skąd
wziął się u mnie pociąg do dziwactw. Odkąd pamiętam, zawsze
moją uwagę przykuwało to, co w jakiś sposób wyróżniało się z
tłumu. To, co dziwne, śmieszne, ekstrawaganckie (ale nie wulgarne)
i nieodgadnione.
Już jako dziecko zachwyciłam się światem przedstawionym „Alicji
w Krainie Czarów”. Było tam właściwie wszystko, czego od
opowieści oczekiwałam. Było kolorowo, bajecznie, momentami też
strasznie, ale przede wszystkim autor powołał do życia bohaterów
tak oryginalnych, że na stałe zapisali się oni w naszej kulturze.
Ileż to ja różnych wariacji na temat tej książki widziałam! Ile
odniesień, nawet w japońskiej mandze (swojego czasu zaczytywałam
się w „Pandora Hearts”). Piękno tej opowieści dostrzegł nawet
Tim Burton, który nadał tej historii zupełnie nowy wymiar i
przeniósł ją na ekran w niezwykle oryginalnej formie. Scenografia
„Alicji...” zawsze przypominała mi cyrkowe przedstawienie,
zabawę z widzem, wielki teatralny spektakl, od którego nie sposób
oderwać oczu.
I to wszystko gdzieś we mnie zostało.
Podobają mi się bohaterowie ekscentryczni, nietuzinkowi, czasem
wręcz przerysowani. Niepasujący do narzucanych nam standardów. W
swojej dziwności kontrowersyjni.
Pociąga mnie wizualna strona przedstawień teatralnych. Kiedyś
zbierałam figurki i obrazy Pierrotów, maski weneckie. Po dziś
dzień urzeka mnie dźwięk starodawnej pozytywki, a gdy gdzieś na
krakowskich ulicach natknę się na wiekowego kataryniarza, łza
wzruszenia gdzieś tam kręci się pod powieką :) Nie potrafię
wyjaśnić skąd bierze się we mnie pociąg do takich właśnie
artystycznych rzeczy, ale jest on bardzo silny. Na tyle silny, że
już mniej więcej wiecie, czego spodziewać się po moich
opowieściach :) Zdradzę Wam tylko, że jednym z moich marzeń jest
otworzenie własnej kawiarni, której wystrój byłby składową
wszystkich tych elementów, i gdzie mogliby spotykać się ludzie
związani z kulturą i sztuką. Może kiedyś uda mi się to marzenie
zrealizować :)
I na zakończenie jeszcze jeden element.
ROMANTYZM
O tym też już pisałam. Mogę udawać przed samą sobą, że wcale
nie jestem romantyczką i znalazłam się na tym świecie głównie
po to, by pisać krwawe horrory. Ma być strasznie, makabrycznie,
lekko ironicznie i tak dalej... Tylko, że to bzdura. Ważniejszy od
samego rozwoju wydarzeń był dla mnie zawsze wewnętrzny rozwój
stworzonych przeze mnie postaci. Najważniejszy jest bohater. Jego
marzenia, pragnienia, cele. Miłość. A zwykle jest to miłość
trudna, obezwładniająca. Taka, która niebezpiecznie ociera się o
obsesję i wywołuje u bohatera trudną do wytrzymania tęsknotę.
Czyżbym więc lubiła pastwić się nad postaciami? :) Trochę tak.
Jestem zdania, że czytelnik musi poczuć ogrom targających
bohaterem emocji. W życiu codziennym nie lubię jednak
skomplikowanych relacji i o ile na krótką metę niedopowiedzenia są
urocze, tak przedłużający się brak działania może wywoływać
lekkie zniecierpliwienie :) No bo ile można czekać, prawda? Ale w
książkach/filmach/serialach jest to bardzo fajne. Napięcie między
bohaterami to dla mnie podstawa udanej opowieści. Bo czy
rzeczywiście jest tam coś więcej, czy czytelnik sobie to tylko
wyobraził? A skoro już sobie to wyobraził to rzucę mu na pożarcie
jeszcze jeden kąsek, który jeszcze bardziej rozpali jego fantazję.
A potem kolejny i kolejny... Wszystko po to, by nie mógł przestać
myśleć o tym, co napisałam. I nauczył się czytać między
wierszami :)
Gorąco ściskam wszystkich piszących, bo zrozumiecie mnie lepiej
niż ktokolwiek inny :)
Źródło fot: pinterest.com