sobota, grudnia 26

"Nimfa" - Andrzej Konefał

„Obudź się! Musimy iść. Ku zmianom...”

Na debiut autorski Andrzeja Konefała czekałam z niecierpliwością. Zbieżność naszych nazwisk jest zupełnie przypadkowa i myślę, że warto to zaznaczyć, zanim wszyscy czytający posądzą nas o koneksje rodzinne :) Niezbadane są jednak koleje losu i nasze pisarskie ścieżki w pewnym momencie naszego życia się przecięły, a nasza niemająca granic wyobraźnia pozwoliła nam na podjęcie współpracy. Z przyjemnością zgodziłam się więc objąć patronat nad „Nimfą” i muszę przyznać, że nie żałuję. Pomimo, że jest to powieść, która gatunkowo całkowicie odbiega od tego, z czym stykam się na co dzień, to urzeka ona bogactwem kolorów i uwodzi dynamiką następujących po sobie zdarzeń.

Sama historia zaczyna się z pozoru niewinnie i czytelnik ma wrażenie, że wpadła mu do ręki powieść obyczajowa, z rodzinnym dramatem w tle. Mamy tragiczny w skutkach wypadek samochodowy, w wyniku którego Katarzyna Mariańska traci ukochanego syna i przez kolejne zapisane przez autora stronice zmaga się z osobistą traumą. Grzegorz, mąż Mariańskiej, który lada chwila przestanie być jej mężem, w zabliźnieniu się tych ran bynajmniej nie pomaga, a staje się kolejnym powodem do zmartwień. Brzmi banalnie, prawda? Chwilę później autor rzuca jednak czytającego w wir wydarzeń tak ekstremalnych, że ten, nie raz jeszcze będzie przecierał oczy ze zdumienia. Bo kto by się spodziewał, że w zwyczajnej szafie znajduje się przejście, które sprawi, że Mariańska obudzi się w Krainie Koszmarów? ;) I co w tej historii jest tak naprawdę rzeczywiste, a co nie?

W swojej debiutanckiej powieści Andrzej Konefał romansuje z fantastyką, thrillerem, dramatem psychologicznym, a wszystko naszpikowane jest taką ilością akcji, że sama miałam problem z przypasowaniem „Nimfy” do konkretnego gatunku. Autor znakomicie bawi się stworzoną przez siebie stylistyką, poszczególne elementy fabuły ładnie się o siebie zazębiają i widać, że twórca poświęcił sporo czasu na dokładne przemyślenie oraz rozplanowanie wątków. Całość jest wręcz trochę „hollywoodzka”, a podczas lektury nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że gdyby powieść ukazała się z USA, to prędzej czy później ktoś zechciałby ją zekranizować. Mamy tu akcję, strzelaniny, krew leje się strumieniami, a na dodatek ludzkość staje w obliczu „zagrożenia” z kosmosu. Sami bohaterowie również zostali całkiem sprawnie rozpisani i nie są banalni.

Język powieści jest lekki i przyjemny i nie przeszkadzają nawet wrzucane często przez autora wulgaryzmy. Ach, no przecież Nimfa jest postacią tak charakterną, że aż prosi się, by co jakiś czas soczyście zaklęła ;) Nie muszę chyba przy tym dodawać, że właśnie tytułowa bohaterka wzbudziła moją największą sympatię. Lubię takie skomplikowane i nieoczywiste postaci. A tak mało jest dobrych kobiecych bohaterek we współczesnej literaturze.

Podczas lektury bawiłam się naprawdę dobrze, ale żeby nie było, że przedstawiam powieść kolegi w samych superlatywach, to jest kilka elementów, do których muszę się przyczepić. Zaznaczę przy tym, że nie czytałam wcześniej żadnych recenzji „Nimfy”, a jest pewien mankament, który w odbiorze całości przeszkadza. Mam tutaj na myśli korektę tekstu przeprowadzoną przez wydawnictwo. Literówek i drobnych błędów stylistycznych jest na tyle dużo, że zaburzają one schludny obraz całości i po prostu denerwują. I co z tego, że szata graficzna „Nimfy” jest naprawdę ładna i cieszy oko, skoro te niedoskonałości dekoncentrują i sprawiają, że czytelnik sam ma ochotę wziąć do ręki ołówek, by to wszystko poprawić.

Kolejnym elementem, który nie do końca do mnie przemówił jest wspomniana wcześniej dynamika następujących po sobie zdarzeń. Tak, wiem, że zaznaczyłam jak to autor tą dynamiką uwodzi, jednak myślę, że nie każdemu takie szalone tempo będzie odpowiadało. Ja niestety jestem miłośniczką powolnego rozwijania akcji (wychowałam się na książkach Kinga, to pewnie dlatego ;D) i ta szalona jazda bez trzymanki w moim odczuciu prezentowałaby się znacznie lepiej, gdyby autor trochę zwolnił i pozwolił wydarzeniom rozwijać się w nieco wolniejszym tempie. Ale to moje całkowicie subiektywne odczucie, miłośnicy akcji mają prawo się ze mną nie zgodzić. Nie do końca też przypadł mi do gustu sposób prowadzenia narracji. O ile przedstawienie wydarzeń z punktu widzenia Katarzyny i Nimfy uważam za jak najbardziej uzasadnione, tak dopuszczenie do głosu pozostałych, czasem wręcz pobocznych bohaterów uważam za niepotrzebne. Wprowadziło to do całości nieco chaosu.

Podsumowując, uważam „Nimfę” za całkiem udany debiut literacki i cieszę się, że wpadła w moje ręce książka, po którą w normalnych okolicznościach nigdy bym nie sięgnęła. Będę bacznie przyglądać się dalszej pracy twórczej Andrzeja, bo jestem przekonana, że jego niesamowita wyobraźnia i miłość do pisania zaowocują w przyszłości kolejnymi równie intrygującymi powieściami. 

Komu mogę polecić „Nimfę”? Przede wszystkim miłośnikom science fiction, bo to oni wyłuskają z tej powieści najwięcej, a zakończenie wyraźnie sugeruje, że to jeszcze nie koniec tej szalonej historii ;)