piątek, lipca 23

„Horror Story – jak przestraszyć czytelnika?” - spotkanie autorskie


    „Lee Schubienik” ukazał się na rynku wydawniczym w kwietniu ubiegłego roku i już wtedy, przy okazji premiery, byłam bombardowana zewsząd pytaniami, w jaki sposób mam zamiar poradzić sobie z promocją książki, skoro stanęliśmy w obliczu największego kryzysu ostatnich lat i wszyscy dookoła są tak zaaferowani pandemią, że nikomu przez myśl nawet nie przejdzie, że wolałby spędzić dzień z książką w ręku niż stać w kolejce po papier toaletowy. I rzeczywiście, po pierwszych działaniach promocyjnych (radio, gazety) nagle zmuszona zostałam do zaprzestania tradycyjnej aktywności i przeniesienia jej do sieci. Ku mojemu zdziwieniu, informacja o książce błyskawicznie rozeszła się wśród tzw. bookstagramerów, których działalności zawdzięczam tak naprawdę najwięcej. Czasem jedno zdjęcie opatrzone odpowiednimi hashtagami może zdziałać więcej niż dobijanie się do zamkniętych na cztery spusty drzwi miejskich bibliotek. Mój debiut w czasach pandemii był więc przede wszystkim internetowy. „Lee Schubienik” spotkał się z ciepłym odzewem ze strony czytelników, a po roku czasu średnia jego ocena na opiniotwórczym portalu lubimyczytac.pl zatrzymała się na poziomie 7,0. Siódemka zawsze była moją szczęśliwą liczbą, toteż z przymrużeniem oka potraktowałam to jako zachętę od losu do dalszej pisarskiej działalności ;)

  Nigdy nie lubiłam być w centrum wydarzeń. Trochę to nietypowe dla osoby, której od dziecka marzyło się wydać powieść, ale z czasem musiałam pogodzić się z tym, że wypuszczenie na rynek własnego dziełka to nie tylko skrywanie się za skomponowanymi przez siebie zdaniami, ale także realny kontakt z równie realnym czytelnikiem. A to już samo w sobie dla osoby o introwertycznym usposobieniu brzmiało wystarczająco zabójczo. Tak, bałam się spotkań z odbiorcami. Nie dlatego, że obawiałam się potencjalnej krytyki, ale bardziej tego, że będę musiała zburzyć skrzętnie wznoszony mur i zmuszona będę dopuścić do siebie ludzi. A opowiadanie o sobie i uzewnętrznianie się zawsze przychodziło mi z wielką trudnością.

    „A mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat” - jak to leciało w tej starej piosence.

      I rzeczywiście.

   Pierwsze moje spotkanie z czytelnikami było jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie mi się w życiu przytrafiły i otrzymałam zastrzyk niczym niezmąconej, pozytywnej energii, który podziałał na mnie niezwykle motywująco.

  Spotkanie odbyło się w środę 21 lipca i zorganizowane zostało pod patronatem Radia Opole, a poprowadziła je znana z „Rewirów Kultury” dziennikarka Katarzyna Zawadzka, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszej prowadzącej, tym bardziej, że drogi moje i Kasi przecięły się już rok temu i jako jedna z pierwszych osób miała okazję zapoznać się z wydaną przeze mnie książką i również jako jedna z nielicznych potrafiła do mnie dotrzeć, a swoim zaangażowaniem i postawą zbudowała atmosferę, w której niezwykle łatwo było mi się odnaleźć i rozluźnić. Dzień przed samym wydarzeniem miałyśmy zresztą okazję porozmawiać w prowadzonej przez nią audycji na tematy nie tylko książkowe, ale i muzyczne, co dodatkowo mnie podbudowało. Roznoszących się po radiowym studiu dźwięków „Boulevard of broken dreams” długo nie zapomnę.

O wyborze miejsca zadecydował trochę przypadek (niedawno otwarta Klubokawiarnia OPO przy ul. Krakowskiej 32 w Opolu). Podczas jednej z moich wizyt, zauroczona postawioną przez właścicieli, kameralną sceną, zapytałam czy zgodziliby się na organizację spotkania autorskiego i po uzyskaniu pozytywnej odpowiedzi, przy współudziale zaangażowanych w projekt osób, zaczęliśmy działać. Również sam fakt, że spotkanie mogło odbyć się właśnie w kawiarni, a nie tradycyjnie w bibliotece, czy innym, bardziej przeznaczonym do tego miejscu, spowodował, że nabrało ono charakteru luźnej, kawiarnianej pogawędki, a nie sztywnej, wymuszonej rozmowy (chociaż za sposób prowadzonej narracji ponownie podziękowania należą się Kasi). Obecność przyjaciół również podziałała na mnie dopingująco i ogromnie się cieszę, że zdecydowali się wziąć udział w tak istotnym dla mnie wydarzeniu. Jeśli czytacie te słowa, to pamiętajcie, że każdy/każda z Was jest dla mnie niezwykle ważny/ważna i dziękuję Wam, że staliście się częścią mojego życia. I mam nadzieję, że w przyszłości razem uda nam się stworzyć coś równie pięknego <3

Nie będę ze szczegółami przybliżała o czym tak z Kasią debatowałyśmy, bo też sporo informacji pojawiło się w ostatnim czasie w mediach, ale głównie starałyśmy się zgłębić tematykę fascynacji grozą w literaturze, próbując jednocześnie odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób tworzyć, by budować napięcie i nieustannie intrygować czytelnika. Nie obyło się oczywiście bez rozmów o „Lee Schubieniku”, bo to on był sprawcą całego tego zamieszania, a zgodnie z tym, co na spotkaniu obiecałam, mroczny wisielec z lasu namiesza w życiu Alicji jeszcze nie raz.

  Specjalnie dla tych z Was, którzy nie mogli się pojawić, zamieszczam fragment drugiego tomu:

Autor nagrania: Marcin Krutak


                                                        Galeria zdjęć:






Na zakończenie chciałabym raz jeszcze podziękować Kasi za poprowadzenie spotkania oraz Miłoszowi Bogdanowiczowi, autorowi powyższych fotografii i mentalnemu rzecznikowi całego przedsięwzięcia za to, że dostrzegliście we mnie światło, które tak wielu próbowało zgasić.